Słońce znika. Blade światło rzucone
przez księżyc dosięga dziur w nierównym asfalcie. Głośno dmący wiatr popycha mnie naprzód. Przebiegam przez jezdnię. Idę z pośpiechem wąską uliczką, by po chwili zostać
pożartym przez pijany tłum. Podciągam barki i przyciskam podbródek. Rozglądam
się i przez moment stoję w miejscu.
Tutaj wchodzisz sam. Wyłącz się. Wychyl kielich dobrego alkoholu i zanurz się w ciemnej stronie rzeczywistości.
wtorek, 31 października 2017
poniedziałek, 30 października 2017
Popatrz z góry
Słońce w chmurach. Księżyc gdzieś spierdolił. Cuchnie. Codziennie
to samo. Z trudem łykam ciężkie powietrze. Albo zacznę gryźć to gówno, albo ono
zeżre moje płuca.
Południe. Ledwo różni się od poranku. Krople kwaśnego deszczu uderzają w dachy.
Wieczór. Powrót do domu. Jestem sam. Siadam na krześle. Piszę.
Artykuł ten, podobnie jak poprzednie, tworzę z myślą o sobie.
piątek, 27 października 2017
Szary człowiek
Kolejny dzień. Wciąż Was nie lubię. Od rana siedzę i czytam.
Czytam i piszę. Każda kolejna strona jest gorsza od poprzedniej. Pisząc mogę stworzyć inny świat. Z założenia lepszy. Ale wydrukowane słowa podczas kolejnego czytania układają się w obraz gówna. Na zewnątrz ludzie przebijają się do pracy. Dźwięk klaksonów straszy przemykające przez jezdnię babcie. Poszarzałe promienie słońca przedzierające się przez bure kłęby chmur.
Autobus. Wszędzie napotykam uciekający wzrok - unikają kontaktu - to dobrze. Gapią się w telefony i sami nie wiedzą o co do cholery im chodzi. Przynajmniej mam spokój.Silnik warczy, szelest rozpędzonych kół tnących mokrą szosę, szumy i te pierdolone klaksony.
Autobus. Wszędzie napotykam uciekający wzrok - unikają kontaktu - to dobrze. Gapią się w telefony i sami nie wiedzą o co do cholery im chodzi. Przynajmniej mam spokój.Silnik warczy, szelest rozpędzonych kół tnących mokrą szosę, szumy i te pierdolone klaksony.
Ciekawy
jestem ilu z nich tak naprawdę rozmyśla. Czy wiedzą skąd pochodzi ich smutek,
albo radość? Czy czasem się zastanawiają? Jestem pewien, że większość nie. Tak naprawdę mało ludzi ma marzenia. Zwykle, gdy rozmawiam, a dyskusja wchodzi na tory zawodowe, pytam: Kim chciałbyś być?
Odpowiedź zwykle jest prosta. Większość do końca nie wie. Chcą się po prostu
prześlizgnąć. Zarabiać średnią krajową, przejść przez swoje szare życie i może
po drodze wyruchać parę niezłych dziewczyn. Tym się właśnie różnimy. Nie, nie chęcią seksu… Oni po prostu chcą być szarzy. W domu po pracy wypić piwo.
Pooglądać telewizję. Wyskoczyć gdzieś ze znajomymi. Nie próbuję powiedzieć
Wam, że jestem od nich w jakiś sposób lepszy, bardziej kolorowy. Ja po prostu
chcę czegoś więcej, nie zadowolę się zwykłą szarością. Chociaż mimo to wolę nie
mieć z nimi zbędnego kontaktu. Może czasem. Może z kimś wyjątkowym. Kiedyś.
Następny post nie będzie taki ponury. Chyba.
czwartek, 26 października 2017
Początek
Kolejny
z tych zjebanych dni. Zjebanych dni w
zjebanym świecie, którego jak już pewnie domyślacie się, nienawidzę. Ale nie jest
tak do końca. Po prostu nie lubię widoku innych ludzi. Nie chcę ich, oni nie chcą mnie, ale jakoś ciągle
się stykamy. Moje kochane wrzody. Tak naprawdę was nienawidzę. Uwielbiam
samotność. Gdy jesteś sam, nie musisz udawać. W samotności zawsze będziesz
swoją najczystszą postacią. Coś jak piwo, a spirytus. Piwem jesteś przy
ludziach. Mało alkoholu schowane w litrach wody. A spirytus? Chyba już
rozumiesz. Nie potrafię pisać w obecności innych. Mimo, że czuję się swobodnie,
to wiem, że nigdy nie wydobędę z siebie tego, co tak podświadomie chronię.
Pisanie ma być z najgłębszego wnętrza… Co ja pierdolę. Za dużo wypiłem dzisiaj
piwa. Mniejsza z tym. Oto mój blog. Moja ściana płaczu, moje miejsce na modlitwę
skierowaną do samego siebie. Do was również – rzecz jasna. Parę linijek wyżej napisałem, że nie lubię ludzi, a czas spędzony
z nimi ograniczam często do minimum. Mimo wszystko wypuszczam to do internetu.
Sam nie wiem dlaczego. Może będzie to jednodniowy wyskok, chwilowa próba nawiązania
nowej relacji ze światem. Nie wiem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)