Wigilia, któryś dzień Grudnia.
Połowa świata wpierdala opłatek. Połowa świat składa życzenia, które nie mają prawa się spełnić.
Spójrzmy prawdzie w oczy. I tak przecież mamy to w dupie. Wyobraź sobie pewną scenkę.
Tutaj wchodzisz sam. Wyłącz się. Wychyl kielich dobrego alkoholu i zanurz się w ciemnej stronie rzeczywistości.
niedziela, 31 grudnia 2017
poniedziałek, 6 listopada 2017
Kieszenie opustoszały, kieliszki wyschły
Kopnięta butelka po piwie toczy się przez pokój. Siedzę
wkurwiony. Na siebie, na Was, na całą resztę świata. Przetrząsam kieszenie w
spodniach, kurtkę i wszystkie szafki. Wychodzi na to, że jestem kompletnie
spłukany. Kurwa. Nie ma co żreć, nie ma co ubrać. Marzę o szklance whisky z
lodem. Tego też nie ma i chyba czeka mnie dłuższy okres nieposiadania czegokolwiek.
Siedzę tak więc będąc w dupie. Piszę. Na patelni skwierczy olej, a placek z
mieszaniny mąki i wody w interesujących proporcjach kończy się smażyć.
niedziela, 5 listopada 2017
Myśli przy piwie
Follow my blog with Bloglovin
Nastał
wieczór, słońce umknęło, księżyca nie widziałem. Wolnym krokiem spaceruję
ciasnymi alejkami kierując się do wiecznie pustej speluny. Siadam w jej
najciemniejszym kącie i stawiam przed sobą coś do picia. Wiem, że jestem sam.
Barman, gdzieś zniknął. Panuje tak głęboka cisza, że aż chce się coś usłyszeć.
Szum wiatru, kapiące krople wody, czy chociaż dźwięk przesuwanego krzesła. Po chwili staję się jej częścią. Pierwszy taki moment od jakiegoś
czasu. Pierwszy taki moment, gdy mogę nakreślić parę myśli.
piątek, 3 listopada 2017
Dziewczyna z koncertu, zioło i alkohol
Telefon wibruje na biurku – dostałem wiadomość. Dziewczyna
poznana na koncercie chce się spotkać. Nadchodzi wieczór, a godzina
spotkania zbliża się nieuchronnie. Dostaję kolejną wiadomość. Coś jej wypadło i
pyta, czy możemy zobaczyć się jutro. Dzwonię do niej i zgadzam się. Jako, że
już jestem gotowy, wychodzę. Kupuję trzy piwa. Wypijam je na opuszczonym
lotnisku. Opierając się o wrak samolotu patrzę na niebo. Niedługo później nadchodzi ulewa i wracam do domu. Śpię.
Budzi
mnie mój ulubiony dźwięk. Prawie biegnę do drugiego pokoju – gdzie zostawiłem
budzik – żeby pozbyć się tego kurestwa. Leżę jeszcze chwilę w łóżku i gapię się
w sufit. Tyle rzeczy do zrobienia. Po co mi to wszystko. Jednak wstaję, myję
się i robię całą resztę. Wychodzę. Na zewnątrz mijam setki spieszących się gdzieś ludzi, którzy idą gapiąc się pod nogi.
W
południe jestem w domu. Przez jakiś czas piszę duży kawał teksu, który okazuje się być stratą czasu i papieru. Przygotowuję się do wyjścia. Dzwoni telefon. Spotkanie potwierdzone. Niedługo potem docieram na miejsce.
Zdziwiony patrzę na stojącą obok dziewczynę.
- Nie
mówiłaś nic o koleżance – mówię wyciągając dłoń do jej towarzyszki.
- Cześć
– odpowiada.
Jedziemy do jej mieszkania. Ja, wraz z drugą dziewczyną idziemy
do sklepu. Rozmawiamy. Nie jest zbyt bystra. Kupuję parę piw, ona wódkę. W środku jest dziwnie. Ponura kamienica. Przypomina wnętrze małego, porzuconego przed wiekami zamku. W mieszkaniu jest sporo pokoi i kilku współlokatorów. Cholera, mieliśmy być sami – myślę. Moje nadzieje, że chociaż spędzimy ten wieczór we trójkę, również zostają zniszczone.
Staje na tym, że pijemy wszyscy razem, ja, one i 4 gości. Przez jakiś czas puszczamy muzykę. Gdy nadchodzi moja kolej decyduję się na Almost blue. Jedna z dziewczyn po chwili wyłącza mówiąc, że to smutne. Kolejne utwory są równie beznadziejne, co poprzednie. Czuję się tam jak zwiędła roślina, przez za dużą ilość wody.
środa, 1 listopada 2017
Dlaczego nie napić się przed południem?
wtorek, 31 października 2017
Jazzowy wieczór
Słońce znika. Blade światło rzucone
przez księżyc dosięga dziur w nierównym asfalcie. Głośno dmący wiatr popycha mnie naprzód. Przebiegam przez jezdnię. Idę z pośpiechem wąską uliczką, by po chwili zostać
pożartym przez pijany tłum. Podciągam barki i przyciskam podbródek. Rozglądam
się i przez moment stoję w miejscu.
poniedziałek, 30 października 2017
Popatrz z góry
Słońce w chmurach. Księżyc gdzieś spierdolił. Cuchnie. Codziennie
to samo. Z trudem łykam ciężkie powietrze. Albo zacznę gryźć to gówno, albo ono
zeżre moje płuca.
Południe. Ledwo różni się od poranku. Krople kwaśnego deszczu uderzają w dachy.
Wieczór. Powrót do domu. Jestem sam. Siadam na krześle. Piszę.
Artykuł ten, podobnie jak poprzednie, tworzę z myślą o sobie.
piątek, 27 października 2017
Szary człowiek
Kolejny dzień. Wciąż Was nie lubię. Od rana siedzę i czytam.
Czytam i piszę. Każda kolejna strona jest gorsza od poprzedniej. Pisząc mogę stworzyć inny świat. Z założenia lepszy. Ale wydrukowane słowa podczas kolejnego czytania układają się w obraz gówna. Na zewnątrz ludzie przebijają się do pracy. Dźwięk klaksonów straszy przemykające przez jezdnię babcie. Poszarzałe promienie słońca przedzierające się przez bure kłęby chmur.
Autobus. Wszędzie napotykam uciekający wzrok - unikają kontaktu - to dobrze. Gapią się w telefony i sami nie wiedzą o co do cholery im chodzi. Przynajmniej mam spokój.Silnik warczy, szelest rozpędzonych kół tnących mokrą szosę, szumy i te pierdolone klaksony.
Autobus. Wszędzie napotykam uciekający wzrok - unikają kontaktu - to dobrze. Gapią się w telefony i sami nie wiedzą o co do cholery im chodzi. Przynajmniej mam spokój.Silnik warczy, szelest rozpędzonych kół tnących mokrą szosę, szumy i te pierdolone klaksony.
Ciekawy
jestem ilu z nich tak naprawdę rozmyśla. Czy wiedzą skąd pochodzi ich smutek,
albo radość? Czy czasem się zastanawiają? Jestem pewien, że większość nie. Tak naprawdę mało ludzi ma marzenia. Zwykle, gdy rozmawiam, a dyskusja wchodzi na tory zawodowe, pytam: Kim chciałbyś być?
Odpowiedź zwykle jest prosta. Większość do końca nie wie. Chcą się po prostu
prześlizgnąć. Zarabiać średnią krajową, przejść przez swoje szare życie i może
po drodze wyruchać parę niezłych dziewczyn. Tym się właśnie różnimy. Nie, nie chęcią seksu… Oni po prostu chcą być szarzy. W domu po pracy wypić piwo.
Pooglądać telewizję. Wyskoczyć gdzieś ze znajomymi. Nie próbuję powiedzieć
Wam, że jestem od nich w jakiś sposób lepszy, bardziej kolorowy. Ja po prostu
chcę czegoś więcej, nie zadowolę się zwykłą szarością. Chociaż mimo to wolę nie
mieć z nimi zbędnego kontaktu. Może czasem. Może z kimś wyjątkowym. Kiedyś.
Następny post nie będzie taki ponury. Chyba.
czwartek, 26 października 2017
Początek
Kolejny
z tych zjebanych dni. Zjebanych dni w
zjebanym świecie, którego jak już pewnie domyślacie się, nienawidzę. Ale nie jest
tak do końca. Po prostu nie lubię widoku innych ludzi. Nie chcę ich, oni nie chcą mnie, ale jakoś ciągle
się stykamy. Moje kochane wrzody. Tak naprawdę was nienawidzę. Uwielbiam
samotność. Gdy jesteś sam, nie musisz udawać. W samotności zawsze będziesz
swoją najczystszą postacią. Coś jak piwo, a spirytus. Piwem jesteś przy
ludziach. Mało alkoholu schowane w litrach wody. A spirytus? Chyba już
rozumiesz. Nie potrafię pisać w obecności innych. Mimo, że czuję się swobodnie,
to wiem, że nigdy nie wydobędę z siebie tego, co tak podświadomie chronię.
Pisanie ma być z najgłębszego wnętrza… Co ja pierdolę. Za dużo wypiłem dzisiaj
piwa. Mniejsza z tym. Oto mój blog. Moja ściana płaczu, moje miejsce na modlitwę
skierowaną do samego siebie. Do was również – rzecz jasna. Parę linijek wyżej napisałem, że nie lubię ludzi, a czas spędzony
z nimi ograniczam często do minimum. Mimo wszystko wypuszczam to do internetu.
Sam nie wiem dlaczego. Może będzie to jednodniowy wyskok, chwilowa próba nawiązania
nowej relacji ze światem. Nie wiem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)